|
Rodzina Boots.
Sama nie wiem dlaczego umieszczam tu to opowiadanie. Jest ono dla mnie ważne, bardzo ważne. Można powiedzieć, że od niego wszystko się zaczęło .
Wcześniej raczej nie pisałam w Internecie. Jednak zobaczyłam rekrutacje do Rowling i postanowiłam się zgłosić. Dzięki niemu wylądowałam w Snowhagne, czyli także i tu .
Może nie jest najlepsze, ale bardzo dla mnie ważne.Wiem, mało opisów, ale w końcu od czegoś trzeba zacząć.
***
Składa się z dwóch części. Pierwsza jest pisana w trzeciej osobie, druga w pierwszej. Powstało na początku października, o ile się nie mylę.
***
5 maj 2009r.
Ida przekroczyła próg z mieszanymi uczuciami. Nie była tu od lat a dom budził jeszcze świeży, choć lekko uśpiony ból po stracie rodziców.
Coś tu śmierdzi- stwierdziła, marszcząc nozdrza.- Chyba nikt dawno tu nie był.
Rozejrzała się. Jej wzrok zahaczył o zakurzony fortepian. Podeszła do niego. Nacisnęła klawisz... W domu rozległ się dźwięk wysokiego "C". Podniosła rękę. Znów zapanowała cisza, której nie zakłócało nic.
Dom sprawiał wrażenie opuszczonego, wręcz martwego.
Dziewczyna spojrzała na rząd fotografii na ścianie. Przez zasłonę kurzu zobaczyła siostrę, siebie i ich, szczęśliwą rodzinę. Opadła na krzesło i ukryła twarz w dłoniach.
Ciszę przerwał urywany szloch.
***
Kaja jechała samochodem ulicami Bedford, minęła centrum i skręciła w Shakespeare Road, pełną starych drzew i jeszcze starszych domów.
Wjechała na podjazd, z pozoru małego, ale pięknego domu.
Tak... Kaja rzadko ostatnio odwiedzała ten dom. Tylko od czasu do czasu sprzątała, nic nie zmieniała w wystroju. Nie, jeszcze nie miała siły, żeby wszystkie wspomnienia z dzieciństwa zapakować w pudła.
"Ten dom jest cichym mauzoleum pogrążonym we wspomnieniach, z których się juz chyba nie obudzi."
Wysiadła z samochodu i wyciągnęła klucze. Otworzyła drzwi.
Z zadumy wyrwał ją intensywny zapach środków czyszczących.
***
Ida otworzyła szafkę pod zlewem, w poszukiwaniu czegoś co pomogłoby jej oczyścić łazienkę.
-Mam nadzieję, że nie jesteś przeterminowany.- powiedziała biorąc CIF.
"Sprzątnęłam nasz pokój, sypialnię rodziców, salon i kuchnię, teraz został mi tylko ogród i ta p****a łazienka"
Wlała płyn do muszli klozetowej i z grymasem obrzydzenia na twarzy zaczęła szorować ją szczotką. Po chwili zabrała się za wannę. Kończyła myć kafelki gdy do jej uszy dobiegł zgrzyt zamka.
"Kto to do cholery może być?"
***
Kaja zaskoczona przystanęła.
"Wszystko lśni... O co tu chodzi? "
Odwróciła się i zobaczyła...
***
-Kaja ??!!
-Ida ??!!
Siostry rzuciły się sobie w objęcia.
***
- Kiedy przyjechałaś i czemu ja nic o tym nie wiem ? - powiedziała Kaja z udawanym oburzeniem. - Tłumacz się sis! W tej chwili !
- Przyjechałam miesiąc temu a ty nie wiesz bo cie nie lubię -odpowiedziała Ida i wystawiła język. - Nie... Tak na serio to przyjechałam wczoraj i wysłałam wam sowe. Wpadłabym do was, ale myślałam, że pojechaliście do Kenii, na safari.
- Mieliśmy jechać ale... w ostatniej chwili zmieniliśmy zdanie... z pewnych powodów.
- Jakich ?! Ty mnie nie zamęczaj !
- No... Nie powinnam się zbytnio przemęczać i w ogóle uważać na siebie...
- Bo ?!
-Bo... Po raz drugi zostaniesz ciocią - stwierdziła Kaja i uśmiechnęła się.
- Żartujesz ?! Wow... Nieźle sobie poczynacie. Hm... Nie można powiedzieć, że wieczorami próżnujecie - powiedziała Ida, z serdecznym ale odrobinę złośliwym uśmiechem, którym zarobiła trzepnięcie w łeb.
- Te... Uważaj sobie gówniaro.
- Te... Wypraszam to sobie. Właśnie skończyłam 18 lat i moją magiczną edukację. - odparsknęła dziewczyna, masując sobie rękę.
- Gratuluję siska, naprawdę - Dodała po chwili z serdeczniejszym uśmiechem I.
- Niedługo ja ci będę gratulować.
- Nie... Dzieci są słodki i w ogóle, ale zupełnie nie dla mnie.
- Taa... Jasne. To jak będzie twoja przyszłość wyglądała ?
- Będę pracować. Będę reporterką i zastąpię ta starą, okropną Skeeter i ...
- A przyjęli cię w ogóle? - Przerwała jej Starsza.
- Nie... Ale przyjmą - odpowiedziała z niezachwianą pewnością siebie Młodsza.
- Oni chyba preferują Hogwardczyków.
- E tam. Do mojej Brazylijskiej szkoły ze stypendium pojechałam. Na pewno mnie przyjmą.
- Taa... Liczy się pewność siebie co nie ? - oznajmiła z paskudnym uśmiechem K.
- Wypluj to bo pożałujesz - zaczęła się śmiać I.
- Na ciebie? - odpowiedziała K. i pokazała jej język.
***
***
Koniec części I.
***
***
11 październik 2011r.
- Eh... Mam tego dość - powiedziałam do Kaji.
- Rozumiem Kotek, nigdy nie byłaś zbyt dobra w nudnych obowiązkach.
- Nawet mi nie mów...
- Wiesz co powinnaś zro.. - Moja starsza siostra przerwała i podniosła się, ponieważ usłyszała krzyk swojego małego synka - Davida.
Za chwilę wróciła z nim na rękach.
- No więc powinnaś napisać coś porządnego i pójść do Naczelnego, bo ta Skeeter nigdy nie da ci się wybić - powróciła do przerwanego wypowiedzi. - Ona po prostu zazdrości wam talentu...
- Podczas gdy ona sama musi się wspomagać tym obrzydliwym zielonym piórem? - zauważyłam ze zjadliwym uśmiechem.
- No tak - przytaknęła, przewracając oczami.
- Chyba masz rację... Pójdę do niego. Naczelny jest spoko ale popełnia błąd pozwalając rządzić Skeeter. Przecież ona zrobiła z tej gazety szmatławiec!-
- Racja Kotek. Ale zachowaj to dla siebie gdy do niego pójdziesz. Skoncentruj się na tym, że już trzy lata pracujesz w redakcjii, ukończyłaś wszystkie kursy a Ona nie chce ci dać niczego poważnego pod pozorem, że jesteś nowa. -
Gdy Kaja skończyła swoją tyrradę, znów skoncentrowała się na synku.
Chcąc nie chcąc, ja tez zwróciłam na niego uwagę. Był ślicznym dzieckiem i do tego z bardzo spokojnym wejrzeniem. Jego siostra była równie spokojna jak on, ale z psotnymi ognikami w oczach.
- Ciekawe kim będą kiedy dorosną ?- rzekłam.
- Nie wiem, ja chcę jedynie żeby były szczęśliwymi, dobrymi ludźmi - odpowiedziała Starsza, z tym typowym dla matek opiekuńczym wejrzeniem.
- Co jest takiego w byciu matką ?
- Wszystko.
- Ta.. Dzięki za wyczerpującą odpowiedź.- powiedziałam trochę zgryźliwym tonem.
- No więc... Może to być opieka nad dziećmi, ta ich rozkoszna kruchość, wychowanie ich, potrzeba miłości, patrzenie jak dorastają...
- Dobra, wstrzymaj się. Lubię dzieci i lubię się nimi opiekować ale chyba nie jestem gotowa do bycia matką.
- Bo nie masz Terry'ego - odpowiedziała z uśmiechem.
- Może coś w tym jest...
- Ja myślę, że ty byś dała radę być matką, pr4zecież widzę jak opiekujesz się Davidem. - A Amy cię uwielbia...
- O wilku mowa. Popatrz kto ci tam macha. - uśmiechnęłam się.
Za oknem, na plecach wyraźnie wymęczonego taty, siedziała jej córeczka, entjuzastycznie wymachująca ręką. Odmachałam jej.
- Sorki Starsza, ale ja muszę już iść -
- To leć Młoda, tylko mam jedną sprawę. W piątek idę z Terrym odwiedzić jego matkę w Mungu. Amy odstawię do przedszkola ale mogłabyś zaopiekować się Davidem ?
- Jasne.
***
13 październik 2011r.
W piątek rano wstąpiłam po Davida i przywitałam się z Amy. POte pojechałam do redakcjii. Chyba nigdy nie zapomnę tych zdziwionych spojrzeń i konspiracyjnego - "To ONA ma dziecko?"
Ogólnie przedpołudnie minęło całkiem zabawnie.
Około 12 weszła do mojego gabinetu Skeeter.
- Za godzinę masz twoje wymarzone spotkanie z Naczelnym - poinformowała mnie jadowicie.
- Dzisiaj ?!
- A co ?... ooo Masz dziecko... Jaki śliczny mały bęk... znaczy się bobasek. - stwierdziła i popatrzyła się na Dava. Biedak, zaczął płakać. Tak, moja krew.
- Ucisz go - rzuciła i poszła.
Godzinę później z duszą i Davidem na ramieniu, szłam na spotkanie które miało zadecydować o mojej dalszej karierze.
***
- Witam panią, pani...
- Ida Karpinski.
- Tak więc... Jaką ma pani do mnie sprawę ? - powiedział i odwrócił się w moją stronę.
- Uważam, że nie...
- Czy to jest dziecko ?! - przerwał mi zdziwiony obecnością Davida w moich rękach.
- Tak przypuszczam, Sir - odpowiedziałam z odrobinę złośliwym uśmiechem.
- Czy ona jest... pani?
- Nie, Sir.
- Znaczy się, nie jest z panią spokrewnione ?
- Jest, Sir.
- Czemu ono tu jest ?!
- Ponieważ się nim opiekuje, Sir.
- A dlaczego ?
- Jest moim siostrzeńcem, Sir.
- Aaa...
Cóż... Naczelny chyba nie jest przyzwyczajony do małych dzieci w swoim gabinecie, sądząc po jego reakcji .
- Jednak wracając do służbowych spraw.... Czego pani ode mnie oczekuje ?
- Więc... Nie satysfakcjonuje mnie moja dotychczasowa praca. Chciałabym awansować i zająć się czym innym.
- Hm... Mógłbym się nad tym zastanowić... Ale czym by się pani chciała zajmować ?
- Myślę, że wywiadami - powiedziałam i podałam mu swój przygotowany tekst.
Rzucił na niego okiem.
- Cóż... Nie przeczytałem dokładnie, ale widzę, że sprawnie się pani posługuje piórem.
- Dziękuje.
- Teraz mam do pani kilka pytań.
- Z przyjemnością odpowiem.
- Więc... Czy pa...- urwał, gdyż jakaś osoba weszła do jego gabinetu i oznajmiła. -Pilna sowa do pani Karpinski.
Wpuściła ptaka i wyszła.
Zaraz- mruknął Naczelny, widząc, że zabieram się do odebrania listu.
_ Tak, Sir - odmruknęłam trochę zdenerwowana.
Po chwili już patrzyłam z satysfakcją, jak sowa atakuje... znaczy się nakłania Naczelnego aby jednak pozwolił mi odczytać list.
- Aua... Dobra, otwieraj.
Sowa odniosła zwycięstwo ! Podleciała do mnie.
Szanowna pani Karpinski
Jest pani proszona o natychmiastowe przybycie na Brickhill Drive, w Bedford, w związku z pańską siostrą.
Zespół uzdrowicieli Munga
Wybiegłam z gabinetu.
- Niech pani natychmiast wra... -
Dalszej części już nie słyszałam
***
- C.. Co się stało ?
- Potrącił ich jakiś pijany mugol, gdy przechodzili przez ulicę. Przybyliśmy za późno. Nie mogliśmy nic zrobić.
- Cz...Czy oni nie...?
- Tak, oni nie żyją.
***
- Przyszła odebrać Amy Boot -
- Ale jej matka...
- Jestem jej siostrą.
Przedszkolanka popatrzyła na mnie pełnym zwątpienia wzrokiem.
- Cóż... Amy, ciocia po ciebie !
- Ciocia !!!
Dziewczynka rzuciła się na mnie.
- Choć malutka, wracamy do domku.
- Tak, do tatusia !!!
Odwróciłam się, żeby nie zobaczyła moich łez.
***
- Ciocia... gdzie mama ?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Milczałam.
- Ale ciocia... Mama !- Dziewczynka zaczęła płakać.
- Ciii... Chodź do mnie.
Podeszła do mnie. Otarłam jej łzy i mocno przytuliłam.
- Wszystko będzie dobrze... Pamiętaj Amy, wszystko będzie dobrze...
***
***
Koniec
Post został pochwalony 0 razy
|
|